O wszystkim

500+, czyli ile kosztuje dziecko

money-367973_640Już niedługo część rodziców pobiegnie złożyć wnioski na projekt Rodzina 500+. Wg zapowiedzi polityków, już od kwietnia każde drugie i kolejne dziecko w rodzinie dostanie od państwa 500 zł miesięcznie. Czy to dużo? Czy mało? Czy sprawiedliwie, czy nie? Oczywiście jest to sprawa dyskusyjna. Jedni popierają ustawę, inni nie, jedni się z nią zgadzają, inni krytykują. Jedni zacierają ręce i liczą zyski, inni zaczynają liczyć straty…

Czas więc zastanowić się nad tym, ile tak naprawdę kosztuje dziecko. Jakie koszty ponosimy my rodzice podczas wychowania dziecka, aż stanie się samodzielne i opuści rodzinne gniazdko i oczywiście skąd na to wszystko bierzemy pieniądze?

Ktoś już to kiedyś wyliczył. Jak czytamy na wyborcza.pl: „Koszt wychowania jednego dziecka w Polsce (do osiągnięcia 19. roku życia) mieści się w przedziale od 176 tys. do 190 tys. zł, a dwójki dzieci – od 317 tys. do 350 tys. zł – szacuje Centrum im. Adama Smitha. W przypadku rodzin z trójką dzieci koszty te wynoszą przeciętnie od 421 do 460 tys. zł. W opublikowanym przez Centrum im. Adama Smitha raporcie przyjęto, że koszt wychowania drugiego dziecka wynosi 80 proc. kosztów pierwszego, a trzeciego dziecka – 60 proc. kosztów pierwszego – ze względu na „korzyści skali”, w tym na oszczędności płynące ze wspólnej konsumpcji.”

No, to już wiemy 😉 Czyli osoba taka jak ja, posiadająca trójkę dzieci wyda na wychowanie ich ok. pół miliona złotych. O matko! Pół miliona! Za te pieniądze postawiłabym dom, hmm… i to bez kredytów i pożyczek… Jak miło jest pomarzyć…

Czy w związku z tym osoby nie posiadające dzieci mają tyle oszczędności? Czy mogą sobie pozwolić na zakup domu bez zapożyczania się (zakładając, że zarabiają ok. średniej krajowej, czyli 4 tys. zł brutto)? Otóż okazuje się, że nie koniecznie, lecz ich poziom życia na pewno jest wyższy.

Skąd zatem rodzice mają pieniądze, żeby pokryć wszystkie koszty związane z dziećmi? Dla mnie jest to wielka zagadka… I tak sobie myślę, że jest to ciągła „walka” z wydatkami, szukanie tańszych alternatyw, bezustanne kompromisy i cięcie kosztów na wszystkim, na czym się tylko da. Ja nauczyłam się już po prostu nie mieć niektórych potrzeb. I tak: nie mamy na przykład TV, kablówki, telefonu stacjonarnego (a na komórkowym wystarczy najtańszy abonament). Nie jeździmy na drogie wakacje, zawsze szukamy tańszych opcji (zamiast hoteli i pensjonatów – agroturystyka i kwatery prywatne, zamiast wykupionych posiłków – samodzielne gotowanie, itp.)

Jako przykład przeanalizuję wydatki, które ponoszę ja oraz przeciętne wydatki moich bezdzietnych koleżanek (zakładając, że nasze zarobki są na podobnym poziomie). Nie będę tu zliczać wyżywienia, czynszu i innych kosztów życia codziennego, choć wiadomo, że posiadając kilkoro dzieci, są one naprawdę wysokie. Skupię się jedynie na dodatkowych rzeczach, bez których większość dbających o siebie kobiet żyć nie może. Dodam jeszcze, że wykazałam tu koszty, które dotyczą wyłącznie mojej osoby (nie wliczałam żadnych wydatków męża, ani dzieci).

1. Fryzjer (przynajmniej raz na 1-2 mies.) – 150-250 zł , ja – fryzjer raz w roku – 60-80 zł
2. Wizyta u kosmetyczki (przynajmniej 1-2 razy w miesiącu) – 100-200 zł, ja – kosmetyczka raz na 2-3 lata – 50 zł
3. Buty, torebki – (przynajmniej raz na 1-2 mies.) – 200-300 zł, ja – buty raz na pół roku – 100 zł
4. Ciuchy – (przynajmniej raz w miesiącu, ale bywa i częściej) – 200 zł, ja – raz na pół roku i rzadziej – 150 zł
5. Kosmetyki, perfumy – wydatki miesięczne – 200-400 zł, ja – raz na 3 mies. – 100 zł
6. Jedzenie na mieście – 2-4 razy w miesiącu – 100-300 zł,  ja – raz na 3 mies. – 50 zł
7. Szeroko pojęta rozrywka: kino, teatr, koncerty, itp. – miesięcznie – 100- 200 zł, ja – raz na pół roku i rzadziej – 50 zł.
8. Wyjazdy, wakacje – rocznie – 2000 – 5000 zł, ja – 500 zł
9. Inne, niewymienione wydatki miesięczne (tzw. „zachcianki”) – 100-200 zł, ja – 50 zł

Jak widać na powyższym zestawieniu, bezdzietne koleżanki wydają zdecydowanie więcej na siebie. Z moich obliczeń wynika, że jest to rocznie ok 1000% różnicy w wydatkach. Czyli jeżeli ja wydaję ok 2 tys. zł, one wydają ok. 20 tys. zł.

I teraz zasadnicze pytanie: czy jeżeli dostanę 500 zł miesięcznie na moje trzecie (czytaj pierwsze!) dziecko, to będę wydawać więcej na siebie? Oczywiście, że nie! Z pewnością te pieniądze przeznaczę na dzieci (wszystkie dzieci, czyli całą trójkę, bo moi starsi synowie nadal się uczą i w związku z tym cały czas są na naszym utrzymaniu).

Czy te 500 zł więcej w rodzinie coś da? W moim przypadku nie wniesie wiele, ale z drugiej strony przez ostatnie 40 lat mojego życia, jakoś nigdy na ulicy takich pieniędzy nie znalazłam, więc oczywiście je odpowiednio wykorzystam. Moich starszych synów odchowałam bez jakichkolwiek dodatkowych pieniędzy od „państwa” i jakoś przetrwaliśmy te kilkanaście lat. Nigdy ani brudni, ani głodni nie chodzili, choć przyznam, bywało bardzo różnie.

Teraz obawiam się tylko jednego: jedni dostaną parę złotych więcej, ale wszyscy z pewnością to odczujemy w portfelach i koszty życia na pewno znowu wzrosną… ech… i jak tu żyć?… 😉