O wszystkim

Otwarty list do przyszłych synowych

OLYMPUS DIGITAL CAMERAOd dawna mówię (tzn. od kilku już dobrych lat), o napisaniu listu z przeprosinami do przyszłych synowych (stare znajome mogą to potwierdzić), gdyż jeśli chodzi o wychowanie syna, to naprawdę, uwierzcie mi, nie za wiele można tu zrobić… Mimo naszych szczerych chęci i niewyobrażalnego wręcz wysiłku…

Tak, moje drogie mamy synusiów. Musimy sobie uświadomić, że wychowujemy swoich potomków nie dla siebie, ale właśnie dla naszych przyszłych synowych. I musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, aby nie byli najgorsi…

A oto mój list:

Drogie przyszłe synowe, potencjalne dziewczyny i żony moich (wszystkich trzech) synów,

piszę do Was ten list, aby przeprosić za to, jacy są obecnie moi synowie i aby trochę się wytłumaczyć, że tak do końca nie jest to moją winą.

Jako matka od samego początku (czyli od najmłodszych lat) starałam się wychować ich na dobrych chłopaków i mężów. Zwracałam uwagę zwłaszcza na takie rzeczy jak: składanie ubrań, nierozrzucanie skarpetek po całym mieszkaniu, spuszczanie klapy w sedesie, sprzątanie po sobie i dookoła siebie, mycie naczyń zalegających w zlewie, umiejętność ugotowania czegoś więcej aniżeli wody na herbatę, ale cóż ja biedna mogłam zrobić. Mimo moich wysiłków niestety nie wszystko udało się im wpoić. Czasami po prostu trzeba postawić sprawę jasno: facetów nie da się do końca wyedukować. To, że w dojrzałym już życiu, nie zawsze są tacy, jacy my (kobiety) byśmy chciały, żeby byli, nie zawsze jest winą złego wychowania, czy też złych intencji ich matek. Bywa, że matka prosi, wręcz błaga (szantażuje i robi inne rzeczy) nawet i 100 razy, a gacie i tak zostaną tam, gdzie facet akurat je zdejmował (np. na środku pokoju). Może się potem z 30 razy o nie potknąć, a i tak raczej nie wylądują w koszu na brudy. Oni po prostu tak mają, żyją w innym (czytaj: swoim) świecie. Dla nich rzeczy istotne dla nas kobiet, są nieważne i niepotrzebne.

Dlatego też proszę zrozumcie, że nie jestem złą (czy też złośliwą) przyszłą teściową, która tylko czyha, aż jej synowa będzie się użerać z synkiem mamusi, a synuś w końcu wróci do domu. Nie, nie, nic z tych rzeczy. Proszę uwierzcie mi, naprawdę próbowałam… Reszta leży już tylko w Waszej gestii… Ja już zrobiłam wszystko, co się dało… Może, gdy się zakocha, stanie się cud i synuś nagle zacznie nawet sam prać swoje skarpetki. Tak, należy wierzyć w cuda, one czasami się zdarzają.

Póki co, żywię nadzieję, że jednak nie będzie tak źle i że uda się z nimi stworzyć dobry związek na całe życie. W każdym razie ufam, że tak będzie. Wierzą w Wasze zrozumienie i cierpliwość . I życzę powodzenia!

Z wyrazami szacunku

Matka 3 synów