Kołobrzeg – weekend z dzieckiem po sezonie
Bardzo lubimy polskie morze, jednak nie koniecznie w sezonie letnim (ze względu na tłumy letników). Dlatego już kolejny raz wybraliśmy się nad Bałtyk w zupełnie nieatrakcyjnym dla większości ludzi terminie, czyli w ostatni weekend marca. Tym razem odwiedziliśmy Kołobrzeg.
Wstyd się przyznać, ale ja osobiście pierwszy raz byłam w Kołobrzegu dłużej niż jeden dzień. Do tej pory bywałam tu tylko przejazdem. I niestety nie mogę powiedzieć, że miasto to zrobiło na mnie jakieś większe wrażenie, bo nie zrobiło.
Pod względem architektury Kołobrzeg nie zachwyca mnie w ogóle. Próżno tu szukać jakiegoś specyficznego klimatu i wyjątkowego piękna, choć parki i plaże są akurat bardzo ładne. Jednak coś pozwala stwierdzić, że ten nasz weekendowy wypad do Kołobrzegu był naprawdę fajną przygodą!
Ale od początku…
Do Kołobrzegu pojechaliśmy bardo spontanicznie. Zaledwie dwa dni wcześniej bukowałam nocleg. Zależało mi na tym, aby nasz apartament był blisko dworca, bo postanowiliśmy pojechać pociągiem, to miała być taka dodatkowa atrakcja dla Grzesia. I na szczęście bez problemu znalazłam odpowiednie miejsce, idealne dla naszej trójki 🙂 Podróż pociągiem z Poznania do Kołobrzegu zajmuje od 4 do 5 godzin w zależności od rodzaju pociągu. Niestety poza sezonem nie ma zbyt wielu połączeń, ale nie jest źle.
Udało nam się wynająć całkiem fajny apartament, skąd wszędzie mieliśmy dość blisko, więc po Kołobrzegu mogliśmy poruszać się pieszo.
Dzień pierwszy – piątek
Pierwszym miejscem, do którego dotarliśmy zaraz po zakwaterowaniu było oczywiście molo. Grześ nie mógł się doczekać pójścia na plażę, więc po krótkiej przechadzce musieliśmy skierować się w stronę plaży – to był nasz punkt kulminacyjny w tym dniu.
Po upragnionych zabawach w piasku, gonitwach z morskimi ptakami, spacerach brzegiem morza, udało nam się w końcu dotrzeć na latarnię morską, skąd rozpościera się cudowny widok na całą okolicę. Mnie bardzo to zachwyciło, także tę atrakcję polecam szczególnie!
W tym dniu poszliśmy do portu, by pooglądać zacumowane tam statki wycieczkowe, które z kolei zachwyciły Grzesia. Potem udaliśmy się do centrum miasta, aby coś przekąsić i na końcu oczywiście wylądowaliśmy na placu zabaw 😉
Dzień drugi – sobota
Kolejny dzień zaczęliśmy od spaceru na plażę. Idąc w stronę morza za każdym razem Grześ musiał wspiąć się na ogromne krzesło, które stoi obok amfiteatru – to stało się jego rytuałem podczas całego naszego pobytu w Kołobrzegu 😉
Tym razem postanowiliśmy przejść się promenadą wzdłuż plaży, mijając przy okazji pomnik Zaślubin Polski z Morzem. Nie mogło też zabraknąć plażowych zabaw oraz bliskiego spotkania z łabędziami.
Następną atrakcją, którą odwiedziliśmy był Dom do góry nogami. To taka typowa komercyjna atrakcja dla turystów. Jednak zważywszy na to, że do tej pory nie mieliśmy okazji być w podobnym miejscu, postanowiliśmy skorzystać. Nie jest to jakieś wielkie wow, ale przynajmniej było zabawnie.
Później udaliśmy się do Oceanarium. Niech ta nazwa Was nie zwiedzie! To po prostu wystawa rybek w nieco większych akwariach. Owszem gatunków ryb trochę tam jest, niektóre nawet bardzo ciekawe, egzotyczne, jednak miałam wrażenie, że dla pewnych odmian ryb rozmiar akwariów był stanowczo za mały. Cena atrakcji również trochę wygórowana, chociaż miło było usiąść przed akwarium i w spokoju pogapić się na rybki. To naprawdę bardzo uspokaja. (Jak ktoś lubi rybki, to można się przejść, szczególnie gdy pogoda nie dopisuje)
Będąc nad morzem, wieczorem, jeżeli tylko pogoda pozwoli, obowiązkowo trzeba zaliczyć zachód słońca na plaży. My naturalnie też musieliśmy to zrobić, choć akurat od zachodu zaczęły pojawiać się chmury, więc tym razem nie było to tak spektakularne zjawisko.
Dzień trzeci – niedziela
Ostatni dzień naszego krótkiego pobytu nad morzem ponownie rozpoczęliśmy od spaceru na molo i plażę. Tym razem jednak zaskoczyła nas totalna pustka. Ani na molo, ani w pobliżu nie było żywej duszy. Miło było się przespacerować po niemal bezludnej okolicy, bo pewnie nie często się taka okazja przydarza…
Po śniadaniu postanowiliśmy się jeszcze przejść bulwarami wzdłuż rzeki Pasłęki, a następnie odwiedziliśmy Muzeum Bursztynu.
Zwiedzanie muzeum rozpoczyna się od obejrzenia filmu o bursztynie i o różnych ciekawostkach z nim związanych, potem jest krótka prelekcja na temat historii tworzenia się bursztynu. W muzeum można oglądać bursztynowe eksponaty, no i jest też coś specjalnie dla dzieci: możliwość zabawy w wykopywanie bursztynu z piasku. To właśnie tu nasz Grześ spędził najwięcej czasu przesiewając piasek w poszukiwaniu ziarenek bursztynu – bardzo mu się to podobało, tym bardziej, że na koniec mógł sobie jeden znaleziony bursztynek wziąć na pamiątkę 😉
Kołobrzeg oczywiście oferuje dużo więcej atrakcji, nawet po sezonie.
Warto na przykład zajrzeć w okolice amfiteatru, gdzie stoją rzeźby w kształcie ogromnych krzeseł z różnymi instrumentami. Zachęcam również do przespacerowania się po tamtejszych parkach, w których znaleźć można ciekawe pomniki, fontanny oraz place zabaw dla dzieci.
Inne polecane atrakcje dla dzieci i nie tylko, z których my tym razem nie skorzystaliśmy, ale o nich sporo czytałam, to między innymi: Miasto myszy, Ukryta kraina, Muzeum figur woskowych oraz Kołobrzeski Skansen Morski, a także rejs statkiem (szczególnie takim tematycznym, np. wojskowym).
Jednak Kołobrzeg to przede wszystkim morze i plaża – i to jest największa i najfajniejsza atrakcja tego miasta!Po to tutaj się przyjeżdża! Morska bryza, zachody słońca, spacery brzegiem morza, poszukiwanie muszelek, bursztynu, szum fal – to prawdziwe, niezapomniane atrakcje i wrażenia! Szczególnie poza sezonem, gdy nie ma letników, turystów, tłumów i „badziewszopów” 😉 Wszędzie pusto, cicho i przyjemnie. Takie podróżowanie lubimy! 🙂