Miłość rodzicielska jest jak powietrze…
Czasami muszę się dłużej zastanowić nad tokiem myślenia innych, bo jest dla mnie niejasny i kompletnie niezrozumiały. To znaczy jestem w stanie podążać za ich logiką rozumowania, jednak zastanawiam się skąd im przychodzą do głowy takie rzeczy, bo ja sama nigdy, ale to przenigdy bym na to nie wpadła. O czym mowa? Zaraz Wam wytłumaczę.
Miałam kiedyś koleżankę, która powiedziała mi, że nie wyobraża sobie mieć kolejnego (czytaj drugiego) dziecka, bo to pierwsze musiałaby kochać o połowę mniej. Jej miłość rodzicielska zostałaby wtedy podzielona po równo na dwoje dzieci. Ja zamarłam (miałam wtedy dwoje dzieci). I nie mogłam zrozumieć, o czym ona mówi. Jak to? Czy ja kocham swoje dzieci o połowę mniej niż ona? Długo potem ta wypowiedź błądziła w moich myślach. Po jakimś czasie ta koleżanka urodziła drugie dziecko i… jakoś już nie miała takich dylematów.
Dziś też przeczytałam na jakimś blogu, że matki jedynaków myślą o swoich dzieciach częściej i więcej, w porównaniu z matkami, które posiadają więcej dzieci. Według autorki mając kilkoro dzieci poświęca się mniej swoich myśli na każde dziecko z osobna. Próbuję to teraz „przetrawić” i jakoś nie mogę.
Miłość rodzicielska nie jest przecież tabliczką czekolady, którą dzieli się na ilość chętnych do jej zjedzenia, a im jest ich więcej, tym mniej dostaną. Moim zdaniem miłość rodzicielska jest jak powietrze. Powietrze przecież est jedno, a dociera wszędzie tak samo, nawet w najbardziej odległy zakątek świata. Wystarcza go dla wszystkich żyjących stworzeń w takim samym wymiarze. Nikomu go nie brakuje. Mimo, że dzielimy się nim wszyscy, mamy go pod dostatkiem. I nie ma znaczenia, czy na świecie żyje 5 mln, czy 5 mld ludzi.
Z miłością matki, czy ojca jest podobnie. Nie ważne ile się ma dzieci: jedno, czy pięcioro. Wszystkie dzieci darzy się miłością rodzicielską w takim samym stopniu. Jest ona tak ogromna, że nie da się jej w żaden sposób podzielić. Dlatego też, ilość posiadanych dzieci nie ma wpływu na jej jakość w stosunku do każdego z nich.
Uważam, że tak samo jest z myśleniem o swoich dzieciach. Obojętnie ile ich jest, myśli matki (czy ojca) pochłonięte są nimi praktycznie bez przerwy, w jednakowym stopniu. Oczywiście, że może się zdarzyć, że dziś bardziej myślę o pierworodnym, bo na przykład ma jakiś ważny test w szkole, a jutro będę myślała bardziej o innym dziecku, bo dostało w nocy wysokiej gorączki. Ale przecież nie o takie myślenie tu chodzi. To tylko sytuacje, problemy, które nam się przytrafiają każdego dnia i z którymi musimy się na bieżąco zmierzyć. Tu raczej chodzi o myśli, odczucia macierzyńskie, które mają ten sam wymiar i charakter dla każdego z dzieci. Dla wszystkich chcemy bowiem jak najlepiej, każdego z nich chcemy wychować na dobrego człowieka, chcemy by było zdrowe, silne, mądre i dobrze poradziło sobie w dorosłym życiu. Nie ma znaczenia, czy jest ono jedno, czy jest ich cała gromadka.
Warto o tym pamiętać.