Rodzinne wakacje mieszczuchów
Jedna z naszych czytelniczek, Agata z Poznania, podzieliła się z nami swoimi wakacyjnymi wrażeniami. Bardzo za to dziękujemy :). A oto jej relacja:
Jestem mieszczuchem. Uwielbiam miasto, możliwości jakie daje, energię i ludzi tu mieszkających. Lubię jak wszędzie jest blisko, a wyjście do kina czy kawiarni nie musi być zaplanowaną wyprawą. Chociaż życie w mieście ma swoje minusy, to nie wyobrażam sobie (póki co), że miałabym mieszkać gdzieś indziej. Po prostu lubię to tempo i pełen kalendarz. Ale nawet taki mieszczuch jak ja potrzebuje czasem zwolnić, pospacerować po lesie i odnaleźć spokój w przyrodzie.
Kiedyś jeździłam w góry (i nie tylko), podróżowałam pociągami i autostopem, nocowałam w schroniskach lub pod namiotem, gotowałam na palniku gazowym, dźwigałam ciążki plecak i siedziałam przy ognisku do rana… Teraz już mi się nie chce. Zestarzałam się? Być może. Choć myślę, że głównym powodem tej zmiany jest Witek – mój prawie dwuletni syn.
Pomimo mojego krótkiego doświadczenia w roli matki, szybko zorientowałam się, że wakacje z dzieckiem to nie zawsze wakacje dla rodziców. To co kiedyś było świetną zabawą we dwójkę w wersji rozszerzonej, może być w ogóle niemożliwe do zrealizowania lub stać się totalnym koszmarem. Wiem, że pewnie część z Was pomyśli teraz, że dziecko wcale nie przeszkadza w podróżowaniu. Ja też tak uważam. Jednak odkąd Witek jest na świecie, sposób spędzania wakacji trochę nam się zmienił. Nadal lubię długie spacery po lesie, ale poza wygodnymi butami muszę teraz pamiętać o porządnym wózku. No i mam wrażenie, że urlop jest już tylko po to, aby odpocząć po pakowaniu się ;).
A pakowanie, to już osobny temat… Każdy kto ma dziecko wie o czym piszę. Pomimo, że nasz samochód do najmniejszych nie należy, wolę unikać dodatkowych bagaży w stylu: łóżeczko turystyczne, wanienka, wysokie krzesełko, zabawki. Jasne, że można sobie poradzić bez tego, spać razem w łóżku, umyć dziecko pod prysznicem, a karmić na kolanach. Tylko po co? Jadąc na wakacje chcę mieć luz. Taka ze mnie pani wygodnicka.
Zaraz, zaraz, ale dokąd w ogóle jechać na wakacje? Ja – mieszczuch, lubię wypoczywać na łonie natury. Nie dla mnie zwiedzanie miast, muzeów i wielkie, głośne hotele. Niby nie powinien to być problem, w Polsce mamy sporo lasów, góry, morze, piękne jeziora… Jednak kiedy wymagania rosną (a moje po urodzeniu dziecka, niewątpliwie wzrosły), znalezienie idealnego miejsca na wakacje, wcale nie jest takie proste. Jako, że wśród moich znajomych problem wakacji z dziećmi nie był jeszcze do niedawna specjalnie popularny, pozostał mi internet. A tu, cała masa miejsc, potworne zdjęcia, kiepskie strony, nic nie mówiące opisy.
To miejsce znalazłam w zeszłym roku. Pamiętam, że moim kryterium było wtedy: miejsce przyjazne dzieciom, wakacje w lesie i kominek. Nie mam pojęcia co wpisałam w wyszukiwarkę, ale po przebrnięciu przez wszystkie miejsca w których czas zatrzymał się dwadzieścia lat temu, trafiłam na to: Dom Gościnny Guzkówka .
Już wiedziałam, że tam pojadę, choć podejrzane wydawały mi się tylko pozytywne opinie w komentarzach klientów. Teraz już wiem, że nie były one przesadzone.Właśnie wróciłam z wakacji spędzonych w Guzkówce. A były to już nasze drugie wakacje w tym miejscu i jedyne co mogę napisać to: bardzo polecam. Wiem, że znalezienie takiego miejsca nie należy do najłatwiejszych, więc zdecydowałam się podzielić z Wami moim sekretem.
Guzkówka to dom położony w środku lasu tuż nad jeziorem. Spokojnie, czujni rodzice, między linią brzegową a ogrodem znajduje się płot i kawałek lasu, co zabezpiecza Wasze ciekawskie dzieci przed samodzielną kąpielą, jednocześnie nie zasłaniając pięknego widoku. Dom jest drewniany, pięknie i wygodnie urządzony. Przy każdym pokoju jest łazienka, w salonie wieczorami można zasiąść przy kominku. Jest tu również pokój zabaw specjalnie przeznaczony dla dzieci, a w ogrodzie plac zabaw. Dla maluchów Gospodarze przygotowali także wysokie krzesełka, łóżeczka turystyczne, elektroniczne nianie do wypożyczenia, wanienki, rower, a nawet kapoki.
Ale to wszystko możecie zobaczyć na zdjęciach lub wyczytać na stronie. Ja chciałam napisać o tym czego tam nie znajdziecie. Nie da się opisać słowami ani nawet przedstawić na zdjęciach zapachu lasu, smaku obiadu, ciepła ognia ani atmosfery panującej w tym domu. Gospodarze to bardzo ciekawi i ciepli ludzie. Pan Adam gotuje lepiej niż nie jeden szef kuchni, a wypieki Pani Agnieszki to po prostu mistrzostwo świata. Do tego koniecznie trzeba spróbować ryb z Guzkówkowej wędzarni, wybornych nalewek i domowych przetworów. Smaki Guzkówki to jeden z głównych powodów dla których warto tam pojechać. Kolejnym jest atmosfera tam panująca, serdeczność Gospodarzy, szalone pomysły Tomka (ich wnuka) oraz rodzinne ciepło jakie czuć można, gdy przy stole zasiadamy wraz z ich dziećmi i wnukami.
Przegadaliśmy wiele godzin, milczeliśmy wspólnie przy czytaniu książek, oglądaliśmy filmy, zbieraliśmy grzyby, z zafascynowaniem podglądaliśmy wędzące się ryby. Wprowadziliśmy się na chwilę do ich domu, a oni serdecznie nas przyjęli. Co nie znaczy oczywiście, że całą dobę siedzieliśmy im na głowie 😉 Bo dla wędrowców i „zwiedzaczy” też coś się tu znajdzie.
Dom znajduje się w sercu Kaszub, w Sycowej Hucie, niedaleko Kościerzyny. Pomysłów na wyprawy wystarczy z powodzeniem na dwa tygodnie. Jeśli zatęsknicie za miastem, to do Trójmiasta jest około 70 km. Warto wybrać się nad morze, chociażby po to aby usłyszeć „mamo, jakie wielka piaskownica” (moja reakcja na morze sprzed 25 lat) albo : „ata”- czyt. woda i „kwa kwa” (reakcja Witka na morze i mewy). Szczególnie polecam wizytę w Kaszubskim Parku Etnograficznym we Wdzydzach Kiszewskich. Choć nie jestem miłośniczką skansenów, tam naprawdę warto się wybrać: Muzeum w Wdzydzach Kiszewskich. A poza tym oczywiście: spacery, grzyby, ryby, spływy, rowery, narty biegowe zimą (kto co lubi).
Czy są jakieś minusy, gwiazdki, drobne druczki? Chciałabym coś znaleźć, ale chyba nie ma. Na pewno nie jest to miejsce dla każdego. Jeśli nie lubisz ludzi i wyjście w gości nie sprawia Ci frajdy, to nie jest to miejsce dla Ciebie. Tu wprowadzasz się do czyjegoś domu, poznajesz nowych ludzi, jesz wspólne posiłki, siedzisz do nocy przy kominku, dyskutujesz godzinami przy stole, a nie tylko wynajmujesz pokój. Dla mnie jest to atut tego miejsca, ale wiem, że może nie każdy to lubi. Cena, pomimo, że dla mnie jest ważnym kryterium i z początku wydawała mi się wysoka, tu jest w pełni zasłużona.
Okazuje się, że są miejsca w których można odpoczywać z dziećmi i jednocześnie świetnie się bawić. Na pewno wrócimy za rok. Polecam!
Agata Heymann