Doświadczenia rodzicielskie
Tak, mam troje dzieci, trzech synów. Dwóch już prawie odchowanych, licealistów. Ostatni, najmłodszy, to dwuipółletni malec. Panuje w naszym społeczeństwie opinia, że jeżeli matka ma kilkoro dzieci, to powinna posiadać nieograniczoną wiedzę na temat opieki i wychowania. Wciąż słyszę, że jestem już doświadczoną mamą, że pewnie wszystko wiem, nic nie trzeba mi mówić, tłumaczyć, itp. Większość ludzi uważa, że jeżeli urodziłam trzecie dziecko to już wszystko przeżyłam i nic mnie nie zaskoczy. Życie jednak pokazuje, że to bardzo mylne stwierdzenie. Okazuje się, że wiem tak naprawdę bardzo niewiele. Na szczęście jestem tego świadoma. I to coraz bardziej 😉
Zaczęło się już w szpitalu, gdy Grześ przyszedł na świat. W drugiej dobie okazało się, że ma lekką żółtaczkę. Lekarze, po zbadaniu, wypisali nas jednak do domu i usłyszałam: „ to już pani trzecie dziecko, to pani doskonale wie, co trzeba robić przy żółtaczce”. Nie, nie wiedziałam! Tak się akurat złożyło, że moi starsi synowie żółtaczki nie mieli. Żaden z nich, nawet w najmniejszym stopniu. Skąd zatem mogłam wiedzieć?!
Każde dziecko jest inne, każde inaczej się rozwija, inaczej reaguje na świat, ma inny temperament, inną osobowość. Owszem, rodzice, którzy posiadają kilkoro dzieci mają większe doświadczenie, jednak „większe” nie oznacza, że wiedzą wszystko. Przecież z każdym dzieckiem przeżywamy coś innego, jedno choruje więcej, inne mniej. Jedno może mieć problemy z mówieniem, inne wprost przeciwnie. Jedno złamie nogę, czy rękę, inne skaleczy się w kolano jeżdżąc na rowerze. Jedno jest towarzyskie, otwarte, inne ma problemy z zaaklimatyzowaniem się w nowym środowisku.
Jesteśmy rodzicami z prawie 18-letnim już stażem, jednak cały czas jest wiele takich sytuacji, zdarzeń, których jeszcze nie doświadczyliśmy. Ostatnio mieliśmy nawet niezbyt przyjemny epizod, który tylko potwierdza moje słowa. Otóż Grześ bawiąc się spokojnie autami na dywanie, doznał kontuzji, która wielce nas zaskoczyła. Po wizycie w szpitalu okazało się, że nabawił się „podwichnięcia głowy kości promieniowej”, potocznie zw. „zwichnięciem piastunki”. Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z tym terminem, a okazuje się, że jest to dość częste u małych dzieci (między drugim a piątym rokiem życia). Do urazu na ogół dochodzi „przy szarpnięciu dziecka za rączkę przy wyprostowanym stawie łokciowym i nawróconym przedramieniu. Głowa kości promieniowej jest przemieszczona pod więzadło pierścieniowate kości promieniowej.” Wymaga to natychmiastowego nastawienia przez lekarza. I co gorsze, może się powtarzać, gdyż niektóre dzieci mają skłonności to tego typu obrażeń.
Jednak Grzesia nikt nie pociągnął za rączki, gdyż był sam w pokoju, leżał na podłodze i ładnie bawił się samochodzikami. My byliśmy obok w pokoju, mieliśmy otwarte drzwi, więc gdyby coś dziwnego się zdarzyło, byśmy to usłyszeli, a nawet zobaczyli. Jak zatem mogło do tego dojść do dziś do końca nie wiemy. Wszystko na szczęście skończyło się dobrze, rączka została nastawiona przez specjalistę. Najedliśmy się jednak dużo strachu, a Grześ naprawdę mocno się nacierpiał. Nowe, nieznane dotąd doświadczenie znowu czegoś nas nauczyło.
Takich lub podobnych sytuacji zapewne jeszcze przed nami sporo. I tak sobie myślę, że nawet wtedy, gdy odchowamy nasze trzecie dziecko, nie będziemy mieli obszernej wiedzy na temat wychowania i opieki nad dziećmi. Tak naprawdę nikt nie ma, ani rodzic jedynaka, ani rodzic posiadający sześcioro dzieci, ani nawet opiekunka w żłobku, czy nauczyciel w szkole. Ilość posiadanych dzieci wcale nie świadczy o mądrości i bogatym doświadczeniu rodzica. W każdym dniu, w każdej chwili życie może nas jeszcze zaskoczyć. Doświadczenia rodzicielskie zbieramy całe życie. Pamiętajmy o tym.
Bibliografia: http://pl.wikipedia.org