Rodzinny obiad w greckich klimatach
W przepiękny niedzielny dzień postanowiliśmy udać się na rodzinny obiad do Tawerny Mykonos w Poznaniu. Wcześniej zarezerwowaliśmy sobie stolik, co okazało się bardzo istotne. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się takich tłumów. Osoby, które wchodziły „z ulicy”, niestety musiały obejść się smakiem, gdyż nie było wolnych stolików. Duża ilość gości to chyba dobry znak.
Zaprowadzono nas do stolika, gdzie zostało już wcześniej przygotowane wysokie krzesełko dla Grzesia oraz dziecięce menu. Zamówiliśmy dania i gawędząc sobie czekaliśmy na ich podanie. Po paru minutach przyniesiono nam małą przystawkę (kanapeczki ze smaczną pastą). Czekając na dalsze potrawy postanowiłam trochę pozwiedzać lokal. Muszę przyznać, że atmosfera jest naprawdę fajna – grecka, biel i błękit przewodzą.
Restauracja jest przygotowana na odwiedziny rodzin z dziećmi. Są dwa wysokie krzesełka, przewijak, dziecięce potrawy. Dla maluchów przygotowano także kredki i kartki do rysowania. Nikomu też nie przeszkadzają przechadzające się po lokalu dzieci. Jest naprawdę sympatycznie. Panie, które obsługują gości są miłe i pomocne, troszczą się aby klientom czegoś nie brakowało i dopytują czy wszystko w porządku i czy smakowało. Do dzieci także odnoszą się ciepło i przyjaźnie.
Po pysznym obiedzie postanowiliśmy jeszcze zasmakować deseru. Był naprawdę wyśmienity. Nawet naszym starszym chłopakom wszystko smakowało, a oni potrafią być dość wybredni (patrz: Na sushi z dziecięciem) ;). W sumie w tawernie spędziliśmy ponad półtorej godziny. Z pewnością tam jeszcze wrócimy, gdyż bardzo fajnie spędziliśmy czas i mieliśmy okazję skosztować lubianej przez nas greckiej kuchni.
Jak się dowiedzieliśmy, w weekend najlepiej zarezerwować sobie stolik, gdyż lokal odwiedza spora ilość gości, natomiast w tygodniu nie powinno być problemu z wolnymi miejscami.
Uważam, że miejsce jest jak najbardziej przyjazne dzieciom i tym samym godne polecenia :). Maluszki czują się tam bardzo dobrze. Grzesiu z radością oddawał się zaglądaniu w każdy kąt i wielokrotnym wchodzeniu i schodzeniu po schodach. Frajdę sprawiało mu także siedzenie w wysokim krzesełku idealnie przysuniętym do blatu stołu, gdyż mógł próbować potraw znajdujących się na talerzach (oczywiście tylko takich, na które my mu pozwoliliśmy). Jego uwagę na dłuższe chwile przykuwały różne zakamarki, dekoracje i przechodzący ludzie. Dzięki temu mogliśmy zajmować się kosztowaniem ciekawych i oryginalnych dań.